W ostatnim czasie sporo wątpliwości zaczęły wzbudzać tzw. spready głównie w odniesieniu do kredytów walutowych. Wyjaśniam, bo zapewne nie wszyscy wiedzą, że spready to różnica między kursem kupna a sprzedaży waluty. Według Ministerstwa Gospodarki, któremu szefuje lider PSL Waldemar Pawlak, nie wszystkie banki grają uczciwie, przeliczają bowiem kredyt w oparciu o kurs waluty, sęk w tym, że jego poziom ustalają samodzielnie. Z reguły, chcąc maksymalnie zarobić na kliencie nie stosują „średniego” kursu waluty lecz znacznie wyższy, co uderza w nas-kredytobiorców. Takie sprytne bankowe zabiegi  w przypadku kredytów długoterminowych mogą sięgać od 100 do 200 zł na jednej tylko racie!

 Ministerstwo Gospodarki wychodząc naprzeciw społecznym oczekiwaniom zaproponowało, aby wszyscy posiadacze kredytu w walucie obcej spłacali raty po kursie średnim Narodowego Banku Polskiego z dnia poprzedzającego dzień spłaty. Takie rozwiązanie pozwoliłoby „uratować” przeciętnemu Kowalskiemu od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych na jednej racie. Oczywiście pomysł nie podoba się bankom, które według wyliczeń ministerstwa stracą 1 do 1,5 mld zł! Być może banki zrekompensują sobie straty wysokością oprocentowania, ale przynajmniej sytuacja będzie przejrzysta, bo dotychczas nikt nie wiedział jaki spread ustali bank. – Cieszy więc fakt, że Ministerstwo Gospodarki chce ten nie do końca uczciwy proceder zakończyć. Będziemy te działania mocno  popierać.  Prawo musi być klarowne i konsekwentne, również to bankowe. Jestem przekonany, że proponowane zmiany, są krokiem w dobrym kierunku – komentuje poseł Wiesław Rygiel. Szacuje się, że nowe rozwiązanie przyniosłoby korzyść ok. 900 tysiącom kredytobiorców, którym pozostałyby w kieszeniach całkiem niemałe oszczędności. Jest więc o co walczyć.